Obserwuję to co dzieje się wokół, jak świat się zmienia na naszych oczach. Technologia pędzi do przodu, nowe rozwiązania dają coraz więcej komfortu życiu, ale coraz częściej zabierają żywe i satysfakcjonujące relacje międzyludzkie.
Więcej w nas postawy roszczeniowej w stosunku do życia i tego co inni powinni „dla nas zrobić” oraz „co nam się należy”. Zastanawiam się, czy to nie jest pułapka naszej cywilizacji? Do czego prowadzi nas postęp, czy na pewno do rozwoju?
Jako społeczeństwo wyzbyliśmy się podstawowych umiejętności radzenia sobie w trudnych warunkach i nauczyliśmy się bezgranicznie polegać na „służbach”, które w razie jakiegoś kryzysu np. wojny, konfliktu, pożaru, wypadku zjawią się błyskawicznie na ratunek.
A teraz pomyśl ile czekałeś/aś na karetkę lub w szpitalu na pomoc kiedy była Ci potrzebna?
Wyobraź sobie trudniejszy scenariusz i działanie służb w realnym kryzysie np. konflikcie militarnym.
Czy uratowanie Twojego życia będzie priorytetem?
Rzeczywistość wojny w Ukrainie pokazała, że to fikcja - nie da się pomóc wszystkim, dotrzeć wszędzie na czas.
Tylko jeśli wiesz co robić, sam/a umiesz pomóc sobie i swojej rodzinie, masz szansę przetrwać kryzysy, które nadchodzą.
Pomyśl CZY TY WIESZ CO ROBIĆ KIEDY NADEJDZIE KONFLIKT/KATASTROFA/BLACKOUT?
Chyba dlatego uwielbiam techniki survivalowe i szeroko pojęta sztukę przetrwania - bo ona sprowadza nas do „parteru” - mówi:
„A co jeśli zabraknie Ci wody, pożywienia, prądu, stracisz dach nad głową, będziesz ranny/a?
Rozjaśnia, pokazuje co naprawdę jest ważne, sprowadza do poziomu bycia i doświadczania rzeczywistości.
Mnie osobiście uczy wdzięczności i pozwala cieszyć się drobiazgami. Wydobywa moc do walki o przetrwanie, która jest ukryta, uśpiona W KAŻDYM Z NAS.